Rozdział XI
Cześć! I już mam dla Was kolejny rozdział. Ten wydaje mi się, że jest nieco dłuższy od poprzednich, mam nadzieję, że nie za bardzo Was zmęczy ;) Póki co zapraszam do czytania, a komentarze będą na koniec! Przypomnę tylko, że mamy tu kontynuację poprzedniego rozdziału.
-----
Następnego dnia Harry obudził się jak zwykle wcześnie i przez chwilę nie wiedział, gdzie się znajduje. Dopiero po chwili uświadomił sobie, ze jest już w swoim nowym domu na obrzeżach Londynu. Szybko wstał, ogarnął włosy i zapukał do sypialni Rona, który o dziwo też już nie spał. Razem zjedli śniadanie i obiecując sobie, ze zatrudnią skrzata domowego nie mówiąc o tym Hermione, ubrali się i wyruszyli do Ministerstwa Magii na pierwszy dzień stażu. Ron był w siódmym niebie. Komentował każdą napotkaną przed sobą rzecz, witał się z każdym czarodziejem i widać było po nim, że czuje się kimś ważnym. Harry cieszył się z tego powodu, bo Ron przynajmniej nie myślał ani o rodzinie ani o Hermionie. Na początku mieli pracować w jednym biurze pod okiem Aurora Remiza Farrena, a po kilku tygodniach każdy z nich miał dostać osobnego mentora. Ich biuro było wyjątkowo duże. Harry pomyślał, że gdyby to były inne osoby, na pewno nie zaproponowano by im tak dużego pomieszczenia. W środku znajdowały się cztery biurka: po jednym dla Harry’ego i Rona i ich mentorów. Dodatkowo każdy kąt wypełniały szafki z książkami i różnymi czarnomagicznymi przedmiotami, a okna były na tyle duże, że w pokoju można było czuć się jakby pracowało się na zewnątrz. Remiz Farren okazał się niskim, łysiejącym mężczyzną. Harry’emu przypominał trochę mieszaninę Slughorna i Ludo Bagmana. Był bardzo miły, ale i rzeczowy. Ucieszył się na widok Harry’ego i Rona, jednak nie zadręczał ich zbędnymi pytaniami tylko od razu przeszedł do rzeczy. Na początek Farren rozdał im podręczniki, z których mieli korzystać przez najbliższe tygodnie. Zapoznał ich także z ogólną wiedzą na temat pracy na pozycji Aurora, a po przerwie obiadowej zaprezentował wybrane czarnomagiczne przedmioty. Na następny dzień poprosił swoich podopiecznych, by zapoznali się z pierwszym rozdziałem książki „Auror od podstaw” i napisali o najważniejszych rzeczach, które łowca czarnoksiężników powinien znać, aby dobrze wykonywał swoją pracę. O godzinie 17:00 cała trójka udała się do wyjścia. Wymienili jeszcze kilka ostatnich słów, a następnie Harry wraz z Ronem deportowali się na ulicę Pokątną. Gdy tylko się na niej znaleźli, na ich twarzach zagościły szerokie uśmiechy. Harry postanowił, że pierwsze co, to odwiedzi Madame Malkin i zakupi kilka szat, a później uda się do pobliskiego sklepu Magique Couture, w którym nabędzie nowe ubrania. Zarówno u Madame Malkin jak i w Magique Couture Harry zrobił szybkie, ale praktyczne zakupy. Ron został również obdarowany nową porcją ubrań i co dwie sekundy powtarzał Harry’emu, że już nie są dziećmi i że odda mu każdy grosz. Gdy dochodziła 18:30 spotkali się z Hermioną w lodziarni u Floriana, a następnie razem poszli do Esy i Floresy, czego bardzo pożałowali, ponieważ tłumy ludzi chciało z nimi rozmawiać, robić sobie zdjęcia i brać autografy. Harry z Hermioną mieli tego serdecznie dość, jednak było widać, że Ron wprost jest stworzony do sławy. Niestety jego humor znacznie się pogorszył, gdy w oddali zobaczyli zabity deskami sklep z Magicznymi Dowcipami Weasleyów. Harry nie miał ochoty, i widział, że jego przyjaciel również, by poruszać temat Freda, dlatego szybko zmienili kurs i udali się do Centrum Eyelope’a, by Harry mógł zakupić nową sowę.
Żadna nie jest Hedwigą - powiedział, gdy po kilku minutach szukania nie mógł się zdecydować na żadną sowę. Oczywiście - odpowiedziała Hermiona - Ale to nie może być Hedwiga, Harry. Każdy kiedyś musi się pożegnać ze swoim pupilem, a gdy będziesz każdą nową sowę wyobrażał sobie jako Hedwigę, to nigdy nie pogodzisz się z tym co się stało.Mimo, iż Harry wiedział, że Hermiona ma całkowitą rację, nie mógł pozbyć się wizji siebie z nową Hedwigą, która jest podobna w każdym calu do tej, która zginęła w zeszłym roku. Jednak nagle poczuł na swoim ramieniu lekki ciężar. Obejrzał się i zobaczył, że wylądowała na nim jasnobrązowa sowa z pięknymi, dużymi oczami i zaczęła pieszczotliwie dziobać go w policzek. To wystarczyło, by Harry podszedł do lady i poprosił ekspedientkę o tę właśnie sowę wraz z całym wyposażeniem. Gdy już dokonał zakupu zobaczył, że Ron stoi przed klatką z trzema ciemnobrązowymi sówkami, które radośnie pohukiwały. Głowę miał zwróconą do dołu, i gdy Harry się przyjrzał zobaczył, że jego przyjaciel odlicza gotówkę.
Eeee… - zaczął Ron, gdy spostrzegł się, że Harry z Hermioną go obserwują - Pomyślałem sobie... że mam trochę gotówki, więc może bym kupił sobie tę sowę. Nie jest droga, a przydałaby mi się. Wspaniały pomysł, Ron - zachęciła go Hermiona - Ta po lewej jest przecudowna. Też tak sądzę - powiedział, po czym zwrócił się do Harry’ego - Stary… Ja Ci oddam cały szmal za te ciuchy, przysięgam. Nie będziesz miał… no wiesz… nic przeciwko jak teraz sobie kupię sowę? Kupuj sowę - odpowiedział Harry uśmiechając się zachęcająco. Zrobiło mu się trochę głupio, bo poczuł się jak ojciec przekonujący swojego syna do kupienia zabawki z własnego kieszonkowego - Nie musisz mi nic oddawać, stary. A sowa się przyda.I tak Ron i Harry wyszli z Centrum Eyelope’a z dwoma klatkami, w których pohukiwały dwie, młode sowy. Ron jednak nie mógł przestać z obiecywaniem, że odda Harry’emu pieniądze, więc Harry w końcu nie wytrzymał i rzucił na swojego przyjaciela SIlencio, co ostatecznie powstrzymało go już od kontynuowania tematu zwrotu pieniędzy. Po zjedzeniu jeszcze jednej porcji lodów w lodziarni u Floriana, Hermiona zdecydowała się wrócić do domu i dopakować wszystkie rzeczy, gdyż nazajutrz wyruszała do Australii. Obiecała, że wpadnie przed samą wyprawą. Ron zmarkotniał, gdy doszło do niego, że nie będzie widział swojej dziewczyny przez być może kilka tygodni, chociaż Hermiona zapewniła go, że póki co się tylko rozglądnie i w przyszłym tygodniu wróci do nich na trochę. Ron się na nią rzucił i zaczął ją namiętnie całować.
No dobra, może sobie pójdę? - zaproponował Harry Sorry, stary - odezwał się Ron, gdy już odkleił się od Hermiony No więc… - zaczęła Hermiona, czując się lekko speszona - Idziecie teraz do Andromedy? Tak - odpowiedział Harry - Szkoda, że też się nie wybierzesz, ale przekażemy Ci wszystko Ciekawi mnie bardzo, mówiąc szczerze, co takiego ma nam do przekazania - zauważyła zaintrygowana Hermiona - No bo, gdyby to było coś normalnego, na pewno by powiedziała o tym wczoraj w Norze, prawda? Założę się - zaczął Ron - że ma to coś wspólnego z Malfoyami. Też tak sądzę - odpowiedziała Hermiona - Nie wiem, czy Andromeda podjęła słuszną decyzję wznawiając kontakty z nimi. Narcyza nie jest problemem - odpowiedział Harry - dam sobie za to różdżkę złamać. Jeśli w czymś tkwi problem to jedynie w jej mężu. Albo… Albo? - spytał Ron Oh, Harry, daj spokój! - rzuciła Hermiona O co chodzi? - Ron nie wiedział co mają na myśli Harry’emu chodzi za pewne o resztę zaprzyjaźnionych Śmierciożerców. A Ci, którzy nie zginęli siedzą w Azkabanie i szybko nie wyjdą! A nawet Ci, którzy opuszczą Azkaban nie są niebezpieczni. Tak, wiem - powiedział Harry - Zobaczymy, co Andromeda chce nam powiedzieć.Stali jeszcze tak przez chwilę rozmyślając co też Andromeda chce im przekazać, po czym pożegnali się i deportowali do swoich domów. Harry z Ronem odstawili zakupy i otworzyli klatki ze swoimi nowymi pupilami. Ron już miał wybrane imię dla swojej sowy. Postanowił nazwać ją Owla. Harry śmiał się z pomysłu Rona, ale tylko dyskretnie. Sam nie miał jeszcze pomysłu dla swojej sowy. Dochodziła 20, gdy musieli już zostawić swoje sowy i wyruszyć do Andromedy.
Cześć - powitała ich, gdy aportowali się przy jej ogrodzie - Hermiony nie ma? Niestety. - odpowiedział Harry - Jutro rusza do Australii i chciała jeszcze wszystko dopracować. No tak. Bardzo ją podziwiam - powiedziała Dromeda - A Ty, Harry, miałeś kontakt ze swoim wujostwem? Jeszcze jakoś nie miałem siły, aby się z nimi spotkać. Wiem, że wrócili już na Privet Drive, ale póki co nie było czasu, żeby ich odwiedzić. Ani ochoty. Rozumiem - zaśmiała się Andromeda. - Co chcecie do picia? - Spytała, gdy weszli do środka i usiedli przy stole. A kremowe piwo dostaniemy? - zapytał Ron Pewnie, już szukam. A Ty, Harry? Dla mnie obojętnie co. Może też być piwo kremowe. I jak tam pierwszy dzień pracy? - spytała Andromeda Póki co sama teoria, ale zapowiada się nieźle - zaczął Harry Tak. Ministerstwo Magii bardzo się zmieniło - powiedział Ron Tak sądzę… Może w końcu zaczną racjonalnie podchodzić do spraw - powiedziała Andromeda, robiąc taką minę, że przez chwilę wyglądała jak swoja starsza siostra. Andromedo… - zaczął Harry - Wybacz, że tak bezpośrednio, ale… co nam chciałaś przekazać? Niecierpliwisz się, co? - spytała - Oh, ciężko mi o tym mówić.Andromeda usiadła i przez chwilę wpatrywała się w pustą ścianę. Od czego powinna zacząć? Czy powinna powiedzieć całą prawdę, czy narazie nie? Długo o tym myślała i nie wiedziała jaka decyzja byłaby słuszna. Prawda mogłaby ich odstraszyć, a co gorsza, mogłaby nawet stracić z nimi kontakt, mogliby powiadomić Ministerstwo Magii i komplikacje byłyby niesamowite. Z drugiej strony kłamstwo też średnio wchodziło w grę. No bo i tak prawda wyjdzie na jaw wcześniej czy później.
No więc… - zaczęła - Pozwólcie mi przede wszystkim dokończyć jak już zacznę Pewnie - powiedział Ron i widać było po nim, że jest niezwykle podekscytowany tą rozmową. Nie jest łatwo mi o tym mówić. Sama jak się dowiedziałam myślałam, że zemdleję. Coś pomiędzy tym. Ale powoli wszyscy muszą o tym się dowiadywać. Nie można tego trzymać całe życie w tajemnicy. Andromedo, spokojnie - powiedział Harry, widząc, że ta się denerwuje Oh już dobrze - powiedziała - A więc… Moja siostra… Chociaż nie wiem czy powinnam ją tak nazywać. Bo siostra nie robi takich rzeczy. Rzecz jasna mowa o mojej starszej siostrze.Na te słowa Harry poczuł jak coś zaczyna w nim pulsować. Nie, nie, tylko nie to. Ale przecież nie mogła żyć. Widział jak umiera. Widział jak leży na ziemi bez oznak życia. Na pewno chodzi o coś innego.
A więc ona… kilka tygodni przed swoją śmiercią urodziła dziecko.Na te słowa Ron wypluł całą zawartość kremowego piwa i zaczął się krztusić. Harry natomiast wlepił swoje oczy w Andromedę i przez kilka sekund nie docierało do niego nic prócz tego, co przed chwilą właśnie usłyszał.
Sądzę, że powinniście wiedzieć. Nie można jej całe życie ukrywać. Jest niewinnym dzieckiem - powiedziała Andromeda Bez urazy, Andromedo - zaczął Ron krztusząc się jeszcze - Ale jeśli jest tak niewinna jak jej matka, to raczej nie przejdzieHarry natomiast zainteresował się całkowicie inną sprawą. Nie interesowało go, w przeciwieństwie do Rona, kto jest matką, jak wywnioskował, tej dziewczynki. Interesował go jej ojciec.
Andromedo - spytał - Kto jest ojcem dziecka Bellatrix?W tej chwili Ron przestał się krztusić. Widać było, że wcześniej nawet o tym nie pomyślał. Andromeda natomiast zrobiła minę, która jednoznacznie odpowiadała na jego pytanie. Harry wstał i jego wzrok spoczął na paczce papierosów, które leżały na stoliku.
Mogę jednego? - zapytał Andromedy wskazując na paczkę Pewnie. Dzisiaj znalazłam w ubraniach mojego męża - powiedziała Ja też poproszę - rzucił Ron. Wstał i razem z Harrym wyszli na zewnątrz, żeby zapalić. Andromeda wyszła z nimi i usiadła na foteli w ogrodzie. Przez chwilę patrzyła się na chłopaków, po czym sama wyjęła z paczki jednego czarodziejskiego papierosa, który odpalił się sam, gdy tylko wzięła go to ust. Harry… - zaczęła Andromeda, ale Harry uciszył ją podniesioną ręką. Z jednej strony wydało mu się to bardzo niegrzeczne, a z drugiej nie był gotowy, żeby tego słuchać - Narcyza chciała, żebyście wiedzieli. Kto… - zaczął Harry - Kto jeszcze wie o jej istnieniu? Malfoyowie, ja i Wy. - powiedziała - No i oczywiście Urząd Kontroli Narodzin Dzieci Czarodziejów Że co? - Ron nie wierzył własnym uszom. - Oni o niej wiedzą? Oczywiście, że tak. Wiedzą o każdym narodzonym czarodzieju. Nie znają jedynie rodziców, to są jedynie spekulacje. Zwykle przy narodzinach dziecka czarodzieja rodzice sami zgłaszają się do Urzędu. Jeżeli tego nie zrobią, przyślą najpierw list a później posłańca. Oczywiście w tej sytuacji nic takiego nie miało miejsca, bo jak wiecie, Ministerstwo Magii działało nie pod tymi rządami co trzeba. Teraz mają ją zarejstrowaną, rzecz jasna. Mogą zawsze dojść do tego, kto jest matką, a jeżeli nie będą potrafili to mogą nawet dziecko zabrać. W tym przypadku nie było takiej potrzebny ponieważ mała widnieje w Rejestrze jako córka Bellatrix i Rodolphusa Lestrange. A aktualnie jej prawnymi opiekunami są Malfoyowie. Dlaczego nie było o tym wzmianki w żadnej gazecie? - zapytał Ron wypuszczając z ust dymowego zająca Oh, to nie są rzeczy do gazety. Urząd Kontroli Narodzin Dzieci Czarodziejów nie zawraca sobie takimi sprawami głowy, poza tym obowiązuje ich Klauzula Poufności. Wpisują jedynie w księgach rodziców i resztą się nie interesują. Nawet jakby miało się pojawić w gazecie, to co? No, a gdyby napisali prawdę? - odezwał się w końcu Harry - To raczej wtedy by się zainteresowali, no nie? Cóż… Wcześniej czy później i tak się rozniesie czyja to córka. Jeśli chodzi o jej matkę rzecz jasna. I domyślam się, że i tak nie będzie miała łatwego życia przez to. Nie wiem - powiedział Harry gasząc papierosa na ziemi - Nie jestem w stanie póki co myśleć. Andromedo, to jest za dużo dla mnie. Słuchaj, Harry - Andromeda podeszła do niego i chwyciła go za ramiona. - Lilith, bo tak ma na imię, zaraz po urodzeniu została sprawdzona pod kątem Czarnej Magii i krwi. Główną przyczyną tego, że Sam Wiesz Kto stał się Czarnoksiężnikiem był wpływ Amortencji, którą wypił jego ojciec. W żyłach Lilith nie płynie nawet kropla tego eliksiru. Mało tego: Krew Gauntów jest praktycznie nieobecna. Lilith nie jest dzieckiem złym z natury, jak Sam Wiesz Kto. I nie zostanie wychowana jak jej matka. Chcesz niańczyć dziecko osoby, która zabiła Twoją córkę? - Harry już tego nie wytrzymał. Wszystko w nim pulsowało. Jak Andromeda mogła być taka głupia? Miał wrażenie, że całkowicie straciła głowę dla swojej młodszej siostry. Popija sobie z Malfoyami winko, chodzi do nich na obiady, a jego Chrześniak ma się bawić z córką Lorda Voldermorta? Nie. To za dużo - Przepraszam, Andromedo. Ale muszę to przemyśleć.Po tych słowach Harry wyszedł z ogrodu, zostawiając w nim roztrzęsioną Andromedę i Rona, po czym deportował się z cichym pyknięciem. Andromeda zalała się łzami. Ron został tym samym postawiony w niezwykle niezręcznej sytuacji. Ma teraz zostać i ją pocieszyć? Czy może pożegnać się i sobie pójść? Andromeda usiadła na fotelu i zakryła twarz dłońmi. Ron stwierdził, że jednak lepiej byłoby zostać choćby przez chwilę. Nie miał żalu do Harry’ego. Nim to też ogromnie wstrząsnęło, jednak wiedział, że dla jego przyjaciela ma to o wiele większe znaczenie. Wziął z paczki kolejnego papierosa, odpalił go i powiedział:
Potrzebuje czasu. Rozumiesz… To nie jest takie proste. Ale wróci, daję Ci moje słowo.Andromeda nadal szlochała skryta za swoimi dłońmi. Ron się czuł coraz bardziej niezręcznie. Jeszcze gdyby rozmawiał z kimś bliskim, kimś w swoim wieku. Ale nie… przyszło mu pocieszać kobietę, która mogłaby być jego matką, którą poznał zaledwie kilka tygodni wcześniej i która, chcą nie chcąc, była z Blacków. Skąd miał mieć pewność, że go za chwilę nie zaatakuje? Już różne pomysły przychodziły mu do głowy.
Ja to rozumiem - powiedziała w końcu, ocierając z oczu łzy - Ja go naprawdę bardzo rozumiem. Po prostu, chodzi o to, że on w pewnym stopniu ma rację, wiesz? To takie straszne! Ale zrozum, ja nie potrafię skrzywdzić niewinnego dziecka! Nie mogę jej nienawidzić za to, czyją jest córką. To byłoby brutalne. A ja nie jestem brutalna, nie chcę taka być. A teraz po tym wszystkim co się stało, Teddy i Narcyza to moja jedyna rodzina. Nie chcę umierać w samotności, wiedząc, że wszyscy moi bliscy odeszli. Nie chcę. Chcę choć trochę jeszcze poczuć jak to jest być szczęśliwym. Chociaż szczęście nie istnieje. Nic już nie istnieje. Oni zabrali mi wszystko co miałam. Nam wszystkim - powiedział Ron przypominając sobie o Fredzie, a na tę myśl poczuł przerażający skurcz w żołądku. - Ale musimy z tym żyć, prawda? Harry się w końcu ogarnię, mówię Ci to. Dziękuję Ci - powiedziała Andromeda ponownie ocierając oczy.I znów Ron czuł się nieswojo. No i co ma teraz zrobić? Nie jest dobry w sprawach pocieszania drugiej osoby. Że też na niego musiało trafić. Nagle z rozterki wybawił go cichy trzask. Oboje z Andromedą rozejrzeli się i zobaczyli, że przed ogrodem aportował się Harry.
Wybaczcie - powiedział - Potrzebowałem tej sekundy. Oh, Harry - Andromeda wstała i rzuciła mu się na szyję - Myślałam, że już nie wrócisz! Nie jestem tchórzem - powiedział odwzajemniając uścisk - Po prostu chciałem na kilka chwil pobyć sam. Przecież wiesz, że nigdy bym Was nie zostawił. Ani Ciebie ani Teddy’ego.Andromeda na te słowa zaczęła szlochać jeszcze bardziej. Ron wpatrywał się nieco dziwnym wzrokiem w swojego przyjaciela, który trzymał w objęciach Andromedę. Harry też się czuł z tym nieco dziwnie. Jednak musiał to zrobić. Wszyscy troje usiedli jeszcze na chwilę na ogrodzie. Zaczęli rozmawiać o Teddym i o codziennych rzeczach. Harry zapewnił Andromedę, że jutro do niej przyjdzie zaraz po pracy i mu wszystko na spokojnie opowie. Nie był do końca pewny, czy chce znać całą prawdę. Ale miał te 24 godziny, żeby móc się do tego przygotować. Dochodziła już prawie północ, gdy w końcu Harry z Ronem zebrali się, pożegnali z Andromedą i deportowali się. W swoim nowym mieli niezwykły porządek. Przed pójściem spać Ron jednak zatrzymał Harry’ego.
I co ty o tym wszystkim myślisz? - zapytał Nie wiem - odpowiedział zgodnie z prawdą Harry - Mam wrażenie jakby historia się powtarzała No co Ty, stary - Ron spojrzał na niego szeroko otwierając oczy - Ty mówisz poważnie? Nie wiemy nic o tej Lilith. Tylko tyle co powiedziała nam Andromeda. A ja sam nie jestem pewien, czy można jej ufać Też miałem przez chwilę takie wrażenie. Ale oni zabili połowę jej rodziny. Wątpię, że chciałaby stać się taka jak jej starsza siostra. A skąd wiesz, że kontakt z Malfoyami nie zrobi z niej takiej? Myślisz… że chciałaby się na kimś zemścić? I stać się jak Bellatrix? Jak Śmierciożercy? Nie znamy dokładnie jej historii, Ron. Nie wiemy co ją kierowało jak poślubiała Teda Tonksa. Ona jest z Blacków. Mam nadzieję, stary, że to tylko Twoje zwykłe schizy. Z jednej strony masz rację. Znaliśmy Tonks. Wiemy jaka była. Jak brzydziła się Czarną Magią, była jedną z nas. Andromeda pomagała Zakonowi. Cemerie też jeszcze tak niedawno była naszą przyjaciółką. A co z niej zostało? Sądzisz, że nie powinniśmy ufać Andromedzie? A co z Teddym? Przecież go od niej nie zabierzesz. Muszę się z tym przespać. Dobra. Może jutro się coś wyjaśni. Mam nadzieję. A ja jutro - powiedział Ron ziewając - Muszę kupić fajki Oj stary - zaśmiał się Harry - Nawet nie będziesz wiedział kiedy, a zamienisz się w Mundungusa Faktycznie. Ale jedna paczka nie zaszkodzi.I śmiejąc się wyobrażali sobie reakcję Hermiony, która nakrywa Rona z papierosem. Później jeszcze nakarmili sowy, Harry nadal nie nadał swojej imienia, a około w pół do drugiej w końcu położyli się do łóżka. Nazajutrz czekała ich znowu praca.
------
No i koniec! A więc bez zbędnych ceregieli dodaję komentarze.
1. Mówiąc szczerze bardzo mnie męczy pisanie o Hermionie i jej rodzinie. Totalnie nie czuję się dobrze w tym temacie. Więc przepraszam Was, że jest to takie zagmatwane. Postaram się dokończyć ten wątek szybko i bezboleśnie.
2. Magique Couture - salon z ubraniami dla czarodziejów, trochę wyższej półki. Wymyślony przeze mnie.
3. Harry, Ron i Andromeda palący papierosy - no trochę muszę podkoloryzować, dodać trochę czegoś hmm "buntowniczego" ;) Magiczne papierosy mają za to przeróżne smaki i nie każde śmierdzą. Ale i tak są rzecz jasna złe.
4. Oczywiście przepraszam za wszelkie błędy! Jak zawsze :D
Hmm póki co to tyle, mam nadzieję, że niczego nie ominęłam. Jak ominęłam to edytuję, za 15 min muszę wyjść do pracy, więc się trochę spieszę :D Kolejny rozdział będzie chcąc czy nie chcąc kontynuacją tego. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną!
Całuski,
Cemerie
Dodaj komentarz