Rozdział VI
Cześć! I nareszcie jest! Kolejny rozdział! Bardzo Was przepraszam, że musieliście na niego tak długo czekać, jednak jak wspomniałam we wcześniejszej notce natłok pracy zdecydowanie mnie przerósł. Wiem, że miał być to długi rozdział, ale tak jak również wspomniałam we wcześniejszej notce postanowiłam go podzielić na dwa rozdziały, abyście nie musieli już dłużej czekać. Nie jestem z niego do końca zadowolona. Będę szczera: pisałam go seriami, czasu tak, że dodawałam dziennie tylko po jednym zdaniu, po czym od razu traciłam wenę. Aktualnie jestem już 36 godzin na nogach, więc sprawdzenie go napewno nie przyniosło też żadnych porządniejszych rezultatów, więc z góry chcę przeprosić za wszelkie błędy stylistyczne czy ortograficzne, jak i również za brak spójności jeśli taki się zdarzy. Szczerze mówiąc zastanawiałam się czy go dodawać, czy jednak nad nim jeszcze trochę popracować, ale zdecydowałam się już teraz nim z Wami podzielić. Nie wiem, czy akcja nie potoczyła się zbyt szybko, z czego właśnie najbardziej jestem niezadowolona. Ale cóż... jeden rozdział lepszy, drugi gorszy ;) Mam nadzieję, że mimo wszystko Wam się choć trochę spodoba.
Akcja tego rozdziału zaczyna się na kilka minut przed deportacją Andromedy ze swojego domu (Rozdział V). Zapraszam do lektury ;)
---------
Nowy Dom Narcyzy i Lucjusza Malfoyów był położony w małej dolinie na skraju lasku. Było to cicho i spokojnie, a wokół śpiewały ptaki i było słychać popluskiwanie wody w niedalekim strumyku. Dom nie był wielki. W porównaniu z Malfoy Manor był wręcz maleńki i nie podobny do całej rodziny. Sprawiał wrażenie jakby mieszkało w nim starsze małżeństwo, które jako ostatnie można by podejrzewać o upodobania do czarnej magii. Wewnątrz był duży salon połączony z kuchnią. W środku wszystko lśniło i pachniało nowością. Ściany były jasne, zupełnie inne od salonu w poprzednim domu. Widać, że Narcyza postanowiła radykalnie zmienić styl. Co prawda można było dostrzec pewne elementy, które od razu wyglądały na wyposażenie domu czarnoksiężnika, jednak w połączeniu z oknami wpuszczającymi do salonu dużą ilość światła słonecznego wyglądały nawet dosyć ciekawie. Dom był jednopiętrowy. Znajdowały się tu trzy sypialnie. Jedną zajmował Draco, druga należała do Narcyzy i Lucjusza i była połączona z gabinetem, a trzecie sypialnia była pusta. Narcyza weszła do swojej sypialni.
Lucjuszu… - zaczęła powoli - Andromeda zaraz się zjawi. Jesteś pewien, że chcesz tu zostać? A może się chcesz przywitać?
Lucjusz leżał na łóżku twarzą do poduszki. Miał na sobie coś w rodzaju piżamy przypominającej szatę. Jego włosy były splątane, a na stoliku stała do połowy pusta butelka po ognistej whisky.
Oh nie…Znowu piłeś! - Narcyza podeszła do stolika i zabrała butelkę. Była lekko zła, ale i również zaniepokojona. Lucjusz od czasu swojego procesu nie wychodził z domu. Nie chciał się też do nikogo odzywać. Chciał samotności - Idź się ogarnij proszę! To moja siostra i nie chcę, żeby stąd uciekła.
Lucjusz odwrócił głowę w jej stronę. Oczy miał podkrążone i czerwone. Narcyzie przez chwilę nawet zdawało się, że płakał. Nagle odezwał się:
Po co Ci ona? Po co? Tak, po co? To zdrajczyni…A Ty ją zapraszasz do naszego domu, jakby była przyjacielem rodziny. Lucjuszu, to moja siostra! - oburzyła się Narcyza i rzuciła na łóżko sweter swojego męża. - Zawsze nią była i zawsze nie będzie! Nie obchodzi mnie, co działo się między nami przez te wszystkie lata. Obchodzi mnie tylko to, że jest moją siostrą! Mnie nie proś o przywitanie się. Nie uznaję zdrajców krwi. PRZESADZIŁEŚ! - Narcyza krzyknęła i uderzyła butelką z ognistą whisky o ścianę. Co Ty robisz, kobieto? - Lucjusz się zerwał i jednym machnięciem różdżki poskładał butelkę. Niestety jej zawartość już do niej nie wróciła. - Lepiej, żebyśmy mieli jeszcze jedną, bo inaczej będziesz musiała iść po kolejną! Ja będę musiała? - Narcyza oburzyła się nie na żarty. - Ja? Oh nie, mój drogi, teraz to już przesadziłeś! Gonię koło Ciebie przez cały czas jak głupia. Podaję Ci wszystko jak Ci się wymarzy, tłumaczę się przed wszystkimi, a Ty mnie traktujesz jak domowego skrzata? Co tu się dzieje? - Nagle do pokoju wpadł Draco. Miał na sobie spodnie od garnituru i białą koszulę. Włosy sterczały mu na różne strony. Zrób coś ze swoim ojcem, lepiej! Leży tu pijany, a zaraz przyjdzie Andromeda! Zaprosiłaś ją do nas? - Draco wyglądał na dosyć przestraszonego. - Mamo…ale…ale czy to na pewno dobry pomysł? Przecież wiesz! Jeżeli ona się dowie… To co? A może właśnie po to chcę, żeby tu przyszła? Żeby się dowiedziała? Nie mogę tego trzymać w tajemnicy przed światem przez całą wieczność! W końcu to wyjdzie na jaw i wolę zrobić to jak najszybciej! Nie ośmielisz się! - Lucjusz stanął naprzeciw swojej żony trzymając w ręce butelkę - To nie ma nic wspólnego z nią. NIC. Z nami też nie powinno mieć! Tylko przez Ciebie w tym tkwimy. Przez Ciebie i tę Twoją „dobroć”! Przez Ciebie opuściliśmy dom, w którym Malfoyowie mieszkali od pokoleń, przez Ciebie teraz ja leżę w tym łóżku i wyglądam jak wrak, przez Ciebie my musimy się TYM zajmować!! - Lucjusz wyglądał jakby powoli dostawał furii TYM? - Narcyza też już nie wytrzymała. - Ah tak! To według Ciebie lepiej byłoby nam teraz, gdyby Voldemort nami rządził, tak? NIE WYMAWIAJ TEGO IMIENIA - Lucjusz już nad sobą nie panował. Nie będziesz mi mówił co mam robić! Jeżeli nie zrobisz czegoś ze sobą to po prostu wyrzucę Cię z domu! Już mam tego dość!! DOSYĆ! - Draco wtrącił się do kłótni. - Przestańcie. Tato, masz więcej nie pić. To nie są żarty. Kłótnie do niczego nie doprowadzą. I chciałbym Ci przypomnieć, że gdyby nie mama już dziś mógłbyś nie żyć. I ja też nie. Jeżeli mama zaprosiła tu Andromedę to na pewno miała dobry powód. Nawet jeśli chodzi o TO. Będę w swoim pokoju.
Draco wyszedł i nastała cisza. Lucjusz patrzył się przez chwilę na drzwi za którymi zniknął jego syn po czym spojrzał w podłogę i wyjąkał:
Przepraszam. Nie powinienem tego mówić. Ja…pójdę wziąć prysznic. Zrobię to dla Ciebie i przywitam się z Twoją siostrą. Dziękuję. - rzuciła Narcyza i wyszła z sypialni zostawiając w niej samego Lucjusza.
Na zegarze bardzo powoli dochodziła godzina 15:00. Narcyza podeszła do lustra i szybko poprawiła włosy i makijaż. Andromeda nie mogła widzieć, że jeszcze kilka sekund temu w jej domu wydarzyła się jakakolwiek kłótnia. Spojrzała na stół na którym stały talerze po obiedzie i machnęła szybko różdżką. Nagle stół opustoszał a naczynia same się już myły i czyste lądowały w półkach. Nie było jeszcze czasu, aby zatrudnić jakiegokolwiek skrzata domowego. Do kuchni wszedł Draco.
Hej, mamo - odezwał się niepewnie - ja…ja wychodzę. Nie chcę Wam przeszkadzać. Muszę załatwić pewną rzecz na pokątnej. Wiesz…muszę kupić nową różdżkę. Póki co radziłem sobie bez niej, ale niestety już za długo. Potrzebuję jej. Oh, kochany, to zrozumiałe - odpowiedziała Cyzia podchodząc do syna. - Jednak, obawiam się, że Pan Ollivander jeszcze nie powrócił do pracy. Może powinieneś spróbować póki co zakupić różdżkę u Doddlerów? Mają swój sklep za Bankiem Gringotta. To nowi wytwórcy, założyli swój sklep parę tygodni przed zniknięciem Ollivandera. Tam uczniowie nabywali swoje różdżki, gdy on został porwany. - tu przerwała i smutno spojrzała synowi w oczy. - Oczywiście nie są tak dobrzy jak sam Ollivander, ale może wystarczy to chociaż narazie. Dziękuję, mamo. Tak, myślę, że póki co różdżka od Doddlerów będzie doskonała. Lepsza taka, niż żadna. - Odpowiedział Draco, po czym podszedł do drzwi prowadzących do wyjścia. - Więc…będę szedł. Gdybyś potrzebowała jakiejkolwiek pomocy to bezwłocznie wyślij patronusa. Postaram się wrócić w miarę wcześniej. I… - tu zawahał się przez chwilę. - mamo, bądź ostrożna. Nie rób czegoś, czego później będziesz żałować.
Narcyza ostatni raz spojrzała na syna, a ten po sekundzie zniknął za drzwiami. Parę sekund po jego deportacji zobaczyła w oddali zbliżającą się swoją siostrę. Ogarnęła na szybko wzrokiem swój salon i wyszła na ogródek powitać Andromedę.
Dromedo! Tak się cieszę, że przyszłaś. - Narcyza podeszła do swojej siostry i przytuliła ją na przywitanie. Tak, jak obiecałam - odpowiedziała Andromeda. - Piękne miejsce, Cyziu, naprawdę. A dom wprost cudowny. Naprawdę bardzo mi się tutaj podoba. Oh…to takie…no wiesz…zmiana taka mała… Mała? Mnie to wygląda na całkiem dużą zmianę. Ale bardzo mi się tutaj podoba. - Andromeda rozejrzała się po ogrodzie. - Jest cicho, spokojnie i miło. Chyba sama również rozważę przeprowadzkę. Czasami jest lepiej coś zmienić. Tak, masz rację. - Narcyza zawahała się. Wiedziała, że Andromeda nie wybuchnie nagle płaczem, wiedziała, że jest silna. Jednak stwierdziła, że nie jest teraz to dobry moment na rozmowie o zmianach. Zwłaszcza takich, jakie w ostatnich tygodniach przydarzyły się jej siostrze. - Wejdźmy. Draco właśnie wyszedł, musi kupić w końcu nową różdżkę, a Lucjusz jest w sypialni. Nie będzie nam przeszkadzać. Narcyzo, nie potrzebnie. Dam sobie radę. O! Witaj Lucjuszu! - powiedziała Andromeda na widok stojącego w kuchni szwagra. Lucjusz zdecydowanie zdążył o siebie zadbać w tym krótkim czasie: ogarnął włosy, ubrał porządną szafę, a cienie pod oczami magicznie zniknęły. - Miło Cię znowu widzieć. Andromeda! - Lucjusz podszedł do szwagierki trzymając w jednej ręce szklankę z wodą, a drugą wyciągając w kierunku Dromedy. - Ciebie również miło widzieć. Nie martwcie się - dodał, rzucając krótkie spojrzenie na swoją żonę - Nie będę Wam przeszkadzał. - i wyszedł, a jego szata falowała wraz z jego ruchami, gdy oddalał się w kierunku sypialni.
Narcyza stała przez chwilę osłupiała patrząc się w miejsce, gdzie przed chwilą zniknął jej mąż. Coś jej nie dawało spokoju. Zachowanie Lucjusza było…inne. Inne, nieprzewidywalne. Nie sama rozmowa, ale mimika jego twarzy. Ostatnie czasy nie były lekkie i Narcyza nie pamiętała, kiedy jej mąż uśmiechnął się do niej w TAKI sposób. W jego oczach można było dostrzec cień nastolatka. Trochę zawadiackie, jakby podrywające spojrzenie przeszyło Narcyzę od stóp do głów. Co się stało? Czyżby to obecność Andromedy wywołała w nim takie uczucia? Przecież nigdy się tak nie zachowywał przy nikim, z kim spędzał sporo czasu w dzieciństwie. Może dlatego, że kontakt z innymi mu się nie urwał, za to z Dromedą tak? Może przypomniał sobie ją jako nastolatkę w czasach szkolnych, bo przecież wtedy po raz ostatni ją widział. A może się zawstydził? Ale czego? Narcyza obiecała sobie, że spróbuje poruszyć z mężem ten temat, jednak teraz należało już wracać do rzeczywistości.
Oh, usiądź Dromedo, proszę - zaprosiła siostrę gestem Narcyza wskazując jej krzesło przy kuchennym stole. - Nie będziesz miała nic przeciwko temu, że zostaniemy tutaj? Salon jest trochę w nieładzie… Bardzo Cię za to przepraszam. Oh, Cyziu! Nie wiesz, że najlepsze rozmowy zawsze są w kuchni? - zaśmiała się Dromeda. Przez chwilę zapomniała o wszystkim. Liczyła się dla niej tylko jej młodsza siostra. Dlaczego? Czyżby to dodawało jej siły? Poczuła nagle do siebie wstręt. Jej córka odeszła zaledwie dwa tygodnie temu, a ona siedzi sobie w słonecznym domu przy kuchennym stole i popija herbatkę? Wpatrzyła się martwym spojrzeniem w środek stołu, a jej śmiech zamarł. Nie uszło to uwadze Narcyzy. Moja droga. - zaczęła Cyzia powoli siadając obok swojej siostry. Wiem, że nie jestem dobrą osobą, by to mówić. Sądzę, że nikt nie jest do tego dobrą osobą. Słowa, które teraz wypowiem będą ciąć moje gardło niczym najostrzejsze żyletki, jednak nie mogę patrzeć na Twoje cierpienie, które rzecz jasna jest niezwykle zrozumiałe. Ale Dromedo… trzeba iść dalej. Tego właśnie chcesz, prawda? To właśnie robisz? Czas… to jest to. Chociaż… - tu Narcyza wzięła głęboki oddech a w jej oczach zaszkliły łzy. - chociaż go nie cofniemy. Oh, Cyziu, nie płacz proszę! - Andromeda szybko zareagowała. Wiedziała, że jej siostra ma rację i wiedziała, że doskonale ją rozumie. W prawdzie nie straciła nikogo bliskiego, ale jej życie nie było łatwe, szczególnie w ostatnich latach. Ona - Andromeda - przez ten cały czas siedziała sobie spokojnie w domu śmiejąc się i nie przejmując się niczym, a Narcyza prowadziła wewnętrzną walkę ze Ciemnymi Mocami. Tak. Może doświadczyła innego rodzaju cierpienia, ale z pewnością było to cierpienie. - Ja…ja to rozumiem. I dziękuję Ci, że mi o tym przypominasz. To dla mnie wiele znaczy. Znasz mnie. Wiesz, że nie potrzebuję osoby, która będzie siedziała obok mnie i mnie przytulała i współczuła. Takie zachowanie nigdy nie przywróci mnie do pionu. Potrzebna mi osoba, która mnie od tego uwolni. Która, tak jak właśnie Ty, czy Teddy, pokaże mi, że życie toczy się dalej. Trzeba się z tym pogodzić.
Narcyza uśmiechnęła się lekko i złapała swoją siostrę za ramię. Ta objęła jej dłoń i obie przez chwilę patrzyły się na siebie w ciszy. W końcu Narcyza wstała i podeszła do szafki, skąd wyjęła herbatę, która z pomocą jednego ruchu różdżki zaczęła się sama parzyć we wrzącej wodzie.
Więc…jak zapewne wiesz… - zaczęła Cyzia. - chciałam, abyś tu się zjawiła. Jest mi bardzo ciężko o tym mówić, zwłaszcza Tobie. Nie oczekuję od Ciebie pomocy, broń Boże. Po prostu uważam, że powinnaś wiedzieć. Wiedzieć? - Andromeda spojrzała na siostrę pytającym spojrzeniem. - Ale co?
I w tej chwili z pobliskiej sypialni dobiegł cichy i delikatny płacz. Płacz, który z pewnością nie należał do Lucjusza.
--------
No i tak....zapewne część z Was już się zapewne domyśla kontynuacji, a część z Was może jeszcze o niczym nie wie, chociaż sądzę, że jednak pierwsza opcja jest bliższa prawdy ;) Trochę przewidywalne, tak sądzę, ale gwarantuję, że nie zawsze tak będzie :D Jeszcze raz Was bardzo przepraszam za wszystkie błędy, a sama idę w końcu pogrążyć się w zasłużonym (tak myślę!) śnie ;)
Całuję,
Cemerie